niedziela, 27 lipca 2014

Dzien 1

Od czego by tu zacząć? W Katowicach, do których dotarliśmy tirem, nie działo się wiele. Spotkaliśmy miłego starszego ślązaka, który w 15 minut opowiedzial nam swoje historie życia podkreślając siedmiokrotną wizytę w Tunezji :) Za wszelką cene nie chciał żebyśmy 'ciułali' się po mieście i dlatego zaproponował podróż busem do centrum. Jak na typowego ślunzoka zdąrzył w ciagu tych paru chwil pokłócić się ze swym pierunem (czyt. żoną), podsumowując: ,,...dobra dziołcha, ale orientacji w terenie to ona ni ma, a 30 lat tu mieszko''.

Sam lot przebiegł męcząco, 00.30 nie jest dobrą godziną na podróżowanie. Po dotarciu do Kutaisi wszystko wydawało się mega proste. Dostać się do centrum z lotniska i znaleźć nasz hostel. Jednak nasze życie nie mogło być takie łatwe. Nikt w całym mieście nie znał ulicy, na której znajdował się hostel. Zaangażowaliśmy w poszukiwanie miejską policję. Pan władza wykonał chyba z 10 telefonów, obdzwonił wszystkich znajomych, dał nam nawet swój telefon żebyśmy dogadali się z jego przełożonym, który podobnie jak on, ni w ząb nie znał angielskiego. Coraz bardziej realna stawała się myśl, że nasz hostel najprawdopodobniej nie istenieje. W międzyczasie pisaliśmy do ludzi z CS'a (couchsurfing), jednak  żaden couch nie odpowiedział i o 7 rano byliśmy w mega dupie, cali przepoceni i zmęczeni po 'spaniu' może 4h w ciągu ostatnich 24 godzin. Promykiem nadzieii wydawało się odnalezienie informacji turystycznej, która wg mapy znajdowała się tuż obok centrum. Po dotarciu na miesce okazało się, że faktycznie budynek informacji stoi, jednak jest zabity dechami, a w środku nie ma żywej duszy. Tu zrodziła się pierwsza myśl, żeby spadać z Kutaisi i jechać gdziekolwiek. Ok. 10 szczęscie się do nas uśmiechnęło - odezwał się jeden couch, z informacją, że nam pomoże, ale dopiero ok. 12. Co robić w gorącym Kutaisi z wielkimi plecakami?- szwędać się, znaleźć kibelek i coś do jedzenia - dokładnie w tej kolejności :) Udało nam się zahaczyć o miejski targ, na którym można było dostać wszystko, począwszy od żwych zwierzątek, przez przyprawy, po broń :D (oczywiście taką dla dzieci). Pierwsze wrażenie z wycieczki po mieście to takie, że 30% społeczeństwa to taksówkarze, 30% ludzie żyjący z handlu, 30% fryzjerzy, a reszta to klienci :D Na jednej ulicy potrafiły znaleźć się 4 zakłady fryzjerskie, 3 postoje taksówek a między nimi obnośni handlarze. Małe to zaskoczenie, ale ogólnie pozytywne.

O 12 zjawił się couch z informacją, że w końcu nas nie przekima, ale pomoże znaleźć hostel widmo. Z dwojga złego fajnie byłoby znaleźć miejsce, w którym można by się choć na chwile zdrzemnąć. Po którkiej wycieczce udało się znaleźć hostel, który był jak najbardziej prawdziwy, a co więcej przerósł nasze wszelkie oczekiwanie. Pełna kultura i przemili ludzie. Mieliśmy złapać na chwilę oko, ale wyszła z tego dluższa drzemka :)
Nasi gospodarze, z racji tego, że jesteśmy ich pierwszymi gośćmi z Polski obiecali, że nigdy nie zapomnimy naszego pierwszego dnia w Gruzji... :) SUPRA ludzie!!! Wino, czacza, jedzonko i żubrówka :)
 
Klaudia & Mateusz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz